Był najdalej wysuniętym na
linii kolejowej batalionem naszego pułku. Został zlokalizowany na
Batalion był ogrodzony,
miał bramę wejciowš. Wartownia z sowieckš strażš i domek dowódcy batalionu kpt. Sielewiorstowa
znajdowały się poza naszym obozem. Szeć kompanii (rot) miało ziemianki rozrzucone w różnych miejscach (zob. schemat
obozu). Tuż przy bramie mielimy herb Zwišzku Sowieckiego i nasz polski herb. W
rodku obozu miecił się plac apelowy,
na którym odbywały się zbiórki batalionu. Batalion po przybyciu na
miejsce liczył ponad 1.000 ludzi. W skład kompanii wchodziły tutaj trzy plutony, a nie cztery jak w Kałudze. Pluton
liczył 60 osób. Prycza w ziemiance była
na 30 osób. W pierwszym okresie plutony wychodziły do pracy ze swym
dowódcš, którym był teraz podoficer.
Podzielono nas na pary. Dzienna norma na parę wynosiła
do księdza (z-cy dowódcy do spraw politycznych), który urzędował w swojej ziemiance. W
listopadzie 1944 r. wydzielona grupa zbudowała duży klub batalionowy ze scenš i salš widowiskowš. Poza tym
rozbudowano zaplecze magazynowe oraz areszt, tzw. gaubtwachtę.
W grudniu mrozy stawały
się coraz dokuczliwsze. Brak rodków higienicznych spowodował zawszenie całego batalionu. Kombat rozkazał
zbudować łanię batalionowš. Ta bardzo potrzebna budowla powstała w odległoci około
Zima 1944/45 była bardzo
ostra i ciężka do przeżycia. Plutony wykruszały się, coraz więcej ludzi było na
zwolnieniach lekarskich, było dużo odmrożeń. Umylne odmrożenia były karane
jako sabotaż, delikwent szedł na
gaubtwachtę.
W połowie marca nastšpiły roztopy,
prace lene przyhamowano. Prawie wszystkie kompanie były zatrudnione przy
załadunku wagonów. Wytężona praca i licha jakoć odzieży spowodowały, że do
roboty wychodziła zaledwie połowa stanu osobowego. Aby temu zaradzić, utworzono
warsztaty krawieckie i szewskie, które starały się reperować rozpadajšcš się odzież. Szefowie
kompanii znosili wieczorem porwanš odzież, a warsztaty w cišgu nocy doprowadzały
jš do takiego stanu, żeby nadawała się do użytku. Rankiem odbierano produkty
warsztatów, umożliwiały one wyjcie do pracy większej grupy.
Wojciech Michniewicz ur. 4.07.1926 r., Żuprany, woj. wileńskie
Rozbrojony 17 lipca
1944 r. w czasie powrotu oddziału (23 Brygada Gustawa) z akcji w
terenie, w okolicy wsi Bieniakonie.
Osadzony w Miednikach.
27 lipca wyjazd ze stacji kol. Gudogaje do Kaługi. Iloć wagonów w transporcie: około 40, iloć osób w
wagonie: 90.
Pierwsze dwie doby, zanim
minęlimy Mołodeczno, nie pozwolono nawet wychylić głowy przez zadrutowane
okienko wagonu. Dokuczał upał i
pragnienie. W czasie postoju nie pozwalano
nabierać wody do menażek. Przy każdym wagonie był strażnik. Prycze w wagonach
były dwupiętrowe. W podłodze wagonu wydłubano scyzorykiem otwór, który służył
za ubikację. Pierwszy prowiant: dwa suchary i pudełko rybek na 2 osoby
otrzymalimy w czwartym dniu podróży. Zwiększyło się pragnienie. Trasa
przejazdu: Mołodeczno, Mińsk, Smoleńsk, Kaługa. W czasie doprowadzania do
Miednik było kilka ucieczek, do uciekajšcych strzelano; w czasie transportu
jeden z naszych żołnierzy wyskoczył przez okienko. Czy próby się powiodły?
nie wiem.
Do Kaługi przyjechalimy
5.08.44 r. Przydzielono mnie do II batalionu, umieszczono nas w starych
koszarach, gdzie był ustawiony sztandar pułkowy. Mój starszy brat Józef był w
IV batalionie w nowych koszarach. Stšd przychodzili do nas na wywietlane na
placu filmy.
W Kałudze wykonywalimy
prace pomocnicze: kilka razy przy odgruzowaniu budynków i porzšdkowaniu terenu
za miastem, gdzie było złomowisko sprzętu wojskowego i broni (oczyszczalimy
przejcia do dalszych sektorów).
Do pracy w lesie wyjechałem
we wrzeniu 44 r., zostałem wcielony do II batalionu, skšd w
czerwcu 45 r. zostałem przeniesiony do I batalionu
na
Józef Stanulewicz ur. 10.08.1922 r. w
Lidzie
Żołnierz 6 batalionu
77 pp AK, ps. Gwód. Rozbrojony został 19 lipca 1944 r. razem z oddziałem
wracajšcym z Puszczy Rudnickiej.
Podczas transportu z Miednik
do Kaługi warunki były szczególnie
ciężkie, dotkliwie brakowało wody. Tylko jeden raz dziennie bylimy
wypuszczani do
załatwienia potrzeb fizjologicznych. W takim momencie wykorzystano
sadzawkę z kijankami, gaszono
pragnienie rękami nabierajšc z niej wodę.
Dokładnej daty dotarcia do
Kaługi nie pamiętam, było to na poczštku sierpnia 1944 r. Byłem w nowych
koszarach. Przydzielono mnie do II
batalionu. W rocie jak pamiętam
były 3 plutony. Ile batalionów liczył cały pułk nie wiem. W poczštkowym okresie
ćwiczylimy musztrę i szermierkę. Po paru tygodniach mielimy składać
stalinowskš przysięgę, wszyscy jednak odmówili.
Jaki
czas byłem zatrudniony przy noszeniu cegieł z miasta. Musielimy też zdać nasze nowe mundury,
otrzymalimy stare, podarte, łatane. Zabrano nam też koce i sienniki. Na poczštku wrzenia
wywieziono nas do lasu. Trafiłem
do 2 roboczego batalionu. Głównš naszš pracš był wyršb lasu i ładowanie
drewna na wagony.
Po
przyjedzie do lasu musielimy sami wybudować ziemianki. Nie dostalimy żadnej
pocieli, nasza odzież służyła nam za posłanie. Wyżywienie było bardzo słabe:
Opieka
zdrowotna prawie żadna. Praca bardzo ciężka, szczególnie trudna zimš, przy
niskich temperaturach. Z mego najbliższego otoczenia uciekły trzy osoby,
spotkałem je póniej w Polsce, więc ucieczka była udana.
W
grudniu wyjechalimy z pracy w lesie i
zatrzymalimy się w Kirowie.
W styczniu 1946 r. trafilimy do Białej Podlaski, gdzie nas bardzo
dobrze przyjęto.
Leon
Andruszkiewicz ur.
8.05.1921 r. w Lidzie
Rozbrojony 17 lipca 1944 r.
z częciš swego oddziału (II batalion
77 pp AK Krysia) we wsi Gudełki. Załadowany do wagonu z 45 innymi
żołnierzami na stacji Kiena w dniu 29.07.44 r.
Warunki w czasie transportu
były ciężkie, brakowało wody, był dokuczliwy upał. Ludnoć miejscowa na terenie
Rosji wrogo usposobiona obrzucanie wagonów kamieniami. Zdarzyło się jednak,
że kiedy wyjaniono, że nie jestemy
Niemcami, wtedy przyniesiono nam wody.
Do
Kaługi przyjechalimy 5.08.44 r. Trafiłem do batalionu, który stacjonował w nowych koszarach, zwanych białymi.
W rocie było około 120 żołnierzy. Nie pamiętam, ile było rot w
batalionie i ile było batalionów w pułku.
W okresie wojskowego
szkolenia przechodzilimy ćwiczenia z musztry, naukę o broni strzeleckiej,
okopywanie się i walkę na bagnety, strzelania już nie mielimy. W czasie
przygotowywania nas do złożenia przysięgi miałem incydent z naszym politrukiem. Ponieważ w
plutonie głono wyrażałem swš dezaprobatę, zostałem indywidualnie wezwany do
politruka. Od razu zaczšł na mnie krzyczeć i wycišgnšwszy nagan z szuflady,
groził mi: Ubju kak sabaku! Ty podżygatiel! W desperacji rozerwałem bluzę i
koszulę, zadrapujšc się na piersi krzyknšłem: Strzelaj! On od razu się
uspokoił, kazał ordynansowi dać mi
całš bluzę i pozwolił
odejć. Wróciwszy do plutonu w oficerskiej bluzie (naturalnie bez dystynkcji),
zostałem przyjęty z dużš rezerwš, a nawet wrogo, jak sprzedawczyk, wszyscy się
ode mnie odwrócili. Dopiero moje wyjanienia, a przede wszystkim pokazane
zadrapania na piersi zmieniły stosunek do mnie, wznoszono okrzyki na mojš czeć za wykazanie
właciwej postawy.
Wraz z innymi pracowałem
przy odgruzowaniu miasta, noszeniu cegieł i jaki czas pracowałem w
podsobnym chaziajstwie pułku (gospodarstwo rolne).
Do pracy w lesie wyjechałem
pónš jesieniš. Trafiłem do II batalionu, w pobliżu miejscowoci Prudy i
Obuchowo. Wykonywalimy różne prace, głównie wycinkę lasu, zwanš u nas piłkš
obowišzujšca norma na parę wynosiła
Był również głony przypadek
zastrzelenia przez sowieckiego oficera rzekomo uciekajšcego. Oficer ten został
po tym wypadku przeniesiony do innej jednostki.
Latem 1945 r. wraz z moim kolegš Nosewiczem
podjęlimy decyzję o
ucieczce. Po oddaleniu się od naszego miejsca pracy uznalimy, że jedynym
sposobem dotarcia do domu jest podróż pocišgiem. Zmienialimy kilkakrotnie nasz
rodek lokomocji. Najczęciej podróżowalimy na dachach wagonów. Mimo że nie
wyróżnialimy się wród podróżujšcych, musielimy bardzo uważać na liczne
kontrole i patrole wojskowe. Jeden raz zostalimy zatrzymani przez kolejowego
funkcjonariusza NKWD. Na szczęcie po zabraniu nam rubli moglimy skutecznie
kontynuować naszš jazdę. Od Mołodeczna poczulimy się pewniej. Stšd powrót do Lidy był już fraszkš. Mimo nasycenia
dawnych terenów Polski Wschodniej,
było tu jeszcze dużo Polaków, na pomoc
których można było zawsze liczyć.
Ryszard Kononowicz
ur. 26.09.1921
r. w
Grodnie
Żołnierz VII batalionu 77
pp AK Ponurego. Został rozbrojony
17 lipca 1944 r. we wsi Gudełki.
Dnia 16.07. oddział podšżał
do Puszczy Rudnickiej, nad nami latał sowiecki kukurunik, który w końcu
zrzucił ultimatum o poddaniu się celem uniknięcia rozlewu krwi.
Nasze dowództwo
zarzšdziło ogólnš odprawę oddziałów i podjęło decyzję o złożeniu broni. Punktem
rozbrojeniowym ogłoszono wie Gudełki. Tam też przenocowalimy i rano Sowieci
nas rozbrajali. Mało kto oddał broń, częć jej zakopano lub zniszczono. Wielu
chłopców nie czekało na rozbrojenie, po
prostu uciekło. Byłem ranny w kolano, nie mogłem dobrze chodzić, więc
pozostałem. Doprowadzono nas do obozu w zamku miednickim następnego dnia.
Po rewizji przed
opuszczeniem Miednik nawet osobiste przedmioty musiałem ukryć, zabierano nam
dosłownie wszystko. W wagonach było nas około 50 osób. Warunki transportu były
bardzo ucišżliwe. Był okropny upał, nie dostawalimy wody. Parę razy transport
zatrzymywano celem załatwienia potrzeb fizjologicznych. W Witebsku gromada
wyrostków z czerwonymi chustami obrzuciła nasze wagony kamieniami i wyzwiskami
od faszystów. Z przejazdu zapamiętałem
miasta: Mińsk, Witebsk, Smoleńsk.
Do Kaługi
przyjechalimy 4.08.44 (nie jestem jednak zupełnie pewny tej daty). Przywitała nas
wojskowa orkiestra i pod obstawš zaprowadzono nas
do koszar. Zostałem przydzielony do III batalionu. Miecił się on w nowych
koszarach, byłem w drugim budynku od wejcia. Pluton (wzwod) liczył około 50-60
żołnierzy. Iloci kompanii i batalionów nie pamiętam. W czasie ćwiczeń, po
pewnym okresie, przyszło trzech oficerów, którzy proponowali pójcie na front,
naturalnie po zaprzysiężeniu, mówili, że
być może trafimy do polskiej armii
Berlinga.
Jeden raz byłem w nocy
wezwany na przesłuchanie, głównie interesowało ich, czy nie znam przypadku
rozstrzelania 10 skoczków rosyjskich w puszczy Nackiej.
Po odmowie złożenia
przysięgi byłem zatrudniany przy wyławianiu kłód ze spławu na rzece Oce do fabryki zapałczanej i kilka razy nosiłem z
miasta cegły na potrzeby naszych koszar. Przed wyjazdem z koszar w Kałudze
zabrano nam nasze nowe umundurowanie, dajšc mocno zużyte. Mówiono, że to po
rannych i trupach (?).
W lasach
moskiewskich zostałem przydzielony do batalionu, który zlokalizowany był koło
kołchozu Prudy, a z drugiej strony było Letowo. Musielimy sami wykopać
sobie ziemiankę. Mieszkało w niej około
50 ludzi. Praca nasza polegała na cinaniu drzew, piłowaniu i układaniu w
sztaple. Norma wynosiła
Na podstawie amnestii po
zakończeniu wojny w końcu 1945 r. wrócił
do Polski. Mimo ciężkich przeżyć, nie mogšc pogodzić się z sowieckš
rzeczywistociš w kraju, od sierpnia 1948 r. do kwietnia 1949 r.
działał w organizacji niepodległociowej, za co został
uwięziony. Od kwietnia 1949 r. do marca 1953 r. siedział w więzieniu,
głównie we Wronkach.
Pluton
II batalionu składajšcy się głównie z żołnierzy z 1 Wileńskiej Brygady
Juranda
i żołnierzy II
bat. 77 pp AK (Krysia Nowogródek).
Od lewej rzšd górny: Witek Plawgo, NN., Namiętny od Juranda,
Tosiek Laskowski (ORKO), Rysiek Smyk
Zawór (mieszkał w Wilnie przy ul. Kalwaryjskiej),
jego brat Korba, NN. z bat. Krysia, Zbyszek Biłuński (z ulicy
Kalwaryjskiej);
rzšd rodkowy: chłopcy z Nowej Wilejki
od Juranda i z Lidy z bat. Krysia,
czwarty z lewej mł. sierżant (Rosjanin
N. N.) dowódca plutonu;
rzšd dolny: Stasiuk, Franek Czyż, Usik z bat. Krysia, S. Dżoga od Juranda,
NN.,
NN. z bat. Krysia i Karol z Nowej Wilejki od Juranda*
Żołnierze jednego z plutonów II batalionu, 1945 r.
Od
lewej rzšd górny: Werda, Stankiewicz, Szniger (Nowogródek),
Oleszkiewicz, Kazewicz; rzšd
rodkowy: Rusak, NN., Kuryłłowicz Witold
Lord,
st. sierż. Zacharow, synek kombata
Sielewiorstowa, mł.sierż. Głaskow,
NN., Kulesza (Nowogródek); rzšd dolny: Franciszek Klepacki, NN.,
Czesław Michniewicz i Ryszard Wołłejko z Kieny, Żukowski, NN.
Żołnierze II batalionu. Od
lewej: Stankiewicz, Franek Klepacki Irys,
Czesiek Michniewicz i Rysiek
Wołłejko z Kieny, Kazewicz, N.N.
Od lewej stojš: Bernard
Ogonowicz i Edward Małachowski,
klęczš: Franciszek Klepacki
i syn majora z Wilna
Prudy, listopad 1945 r. Obsługa warsztatu krawieckiego.
Od
lewej siedzš: Feliks Grażul, Jan Baranowski, Antoni Klepacki i A. Subocz; stojš: Warpachowicz, Ryszard Wróblewski,
Zenon Jankowski, Jan Żabiński i Wacław
Moroz
Prudy. Obsługa warsztatu krawieckiego.
Od lewej rzšd górny: Zenon Jankowski, Eugeniusz Iwaszkiewicz,
A. Krasowski, M. Jodko-Narkiewicz, Ryszard Wróblewski;
rzšd dolny: A. Janowicz, Jan Baranowski, A. Subocz i N.N.
Zbigniew
Roguski
W kwietniu 1945 r., gdy
zaczęły się roztopy, nasza kompania wyruszyła piechotš, torami kolejowymi, do
miejsca postoju II batalionu. Po przebyciu
30 km natknęlimy się na III i IV batalion, które stacjonowały nad
rzeczkš, w pobliżu wsi redniakowo. Po przebyciu
jeszcze 7-
do II batalionu. Był on rozlokowany z lewej strony torów kolejowych, które sami
układalimy, w odległoci około
Zygmunt Mineyko
żołnierz 36 Brygady Żejmiana, ps. Petroniusz
Po zaniechaniu szkolenia nas
w Kałudze zostałem pieszo odprowadzony
z 2-gim batalionem do Lasów
Umańskich, pod miejscowoć Charłampajewo. Szlimy około czterech dni w niegu i
mrozie. Praca w obozie polegała na wyrębie lasu o potężnym starodrzewie. Dzień
pracy wynosił l2 godzin. Norma dzienna na dwie osoby
Pierwszy okres spędzilimy w
przygotowanych przez siebie szałasach z gałęzi. Dopiero póniej
zbudowalimy ziemianki. Polegało to na tym, że kopalimy długie rowy o
głębokoci półtora metra. ciany rowu umocnione były żerdziami, dach
dwuspadowy, również z żerdzi, pokryty gałęziami i obsypany ziemiš. W ziemiance były dwa szeregi
pryczy z żerdzi, na których spalimy, bardzo stłoczeni, jeden obok drugiego,
układajšc się na boku. O swobodnym położeniu się na wznak nie było mowy.
Wejcie do ziemianki było zamykane drzwiami zrobionymi z żerdzi. Sowieckie
dowództwo i straż mieszkali w normalnych budynkach, wykonanych z bali przez
cieli wyłuskanych sporód naszych żołnierzy. Punkt sanitarny (sanczast)
miecił się też w podobnym budynku. Tam mieszkało paru lekarzy i było
pomieszczenie na kilku chorych. Opieka lekarska była ograniczona z powodu braku
lekarstw i podstawowych materiałów opatrunkowych. Okres przymusowej pracy w obozie w Charłampajewie pozostawił w
naszej wiadomoci okropne wspomnienia. Jeszcze dzisiaj nieraz budzę się, nie
mogšc uwolnić się
od koszmarnego snu, przytłaczajšcego tamtymi wspomnieniami. Praca przy
wyrębie lasu, szczególnie w warunkach ostrej zimy rosyjskiej, wymagała
ogromnego wysiłku, wręcz nadludzkich możliwoci. Dopiero przy końcu udało mi
się jako z zawodu kierowcy
przejć do lżejszej roboty prowadzenia ciężarówki wywożšcej drewno z lasu.
Kiedy jednak ostro zareagowałem na złe traktowanie przez sowieckiego
strażnika naszych chłopców ładujšcych drewno, stanšłem przed sowieckim
prokuratorem wojskowym. I los mój mógłby się potoczyć tragicznie dla mnie, gdyby nie to, że byłem
niezbędny jako kierowca, a nasz sowiecki dowódca zażšdał od prokuratora oddania
mnie do jego dyspozycji. Wkrótce też nastšpił nasz wyjazd z lasu i udało mi się
ujć surowemu prawu sowieckiemu. Warto wspomnieć, jak trudne były warunki
żywnociowe. W celu ratowania siebie i kolegów przed wycieńczeniem
podkradalimy się do budynków naszych przełożonych, mieszkajšcych często ze
swymi rodzinami. Tam próbowalimy znaleć w odpadkach resztki jedzenia, a więc
łby od ledzi czy kartoflane obierki, gotowalimy z tego zupę. Niektórzy z nas
poczštkowo musieli się zmuszać, aby takie rarytasy przełknšć. Pamiętam, że w
ten sposób uratowalimy od wycieńczenia Sosinowskiego, szwagra hrabiego
Czapskiego z Nowosiółek pod Oszmianš. Złapany jeż był szczytem smakowitoci.
Osmalało się jego kolce i piekło się na ogniu albo robiło się zupę (wiadro wody
na jednego jeża). My, pochodzšcy z lasów Wileńszczyzny, znalimy każdš rolinę
i wszystko, co może dać las dla pożywienia człowieka. Tę wiedzę
wykorzystywalimy i uczylimy innych, jak należy ratować swoje życie. Dzisiaj,
już prawie 90-latek, sterany przejciami wojennymi, różnymi oskarżeniami,
długoletniš walkš o godnoć ludzkš i Polaka nie mam już siły, zdrowia i pamięci,
aby precyzyjnie przekazać swoje wspomnienia. Dla nas, którzy tam przebywali,
słowo Kaługa jest jednoznacznie hasłem
naszego cierpienia.
Zespół artystyczny II batalionu
Zespół
komików: Franek Klepacki jako Czeczkin, Barborowicz jako Baka
i
Witkowski jako Pipkin
Antoni Laskowski ur. 19.12.1924 r. w Wilnie
Laskowskiego poznałem w
Wilnie w latach 1943/44. Był sympatiš naszej sšsiadki Sylwii Hawryłkowicz.
Chłopak wysoki, przystojny,
ale o nieposkromionej naturze wileńskiego malca, któremu nieobce było
rozstrzyganie sporów przy pomocy pięci. W okresie partyzanckim nie znałem
bliżej jego losów. Póniej dowiedziałem się, że był w Oddziale rtm. Zygmunta
Gerbert-Błażejewskiego Groma dowódcy Oddziału Rozpoznawczego I Zgrupowania
AK, gdzie pełnił funkcję d-cy konnego
zwiadu. Ponownie zetknšłem się z nim już w Miednikach. Z miejsca
roztoczył nade mnš icie ojcowskš opiekę dbał o moje wyżywienie, starał się
łagodzić trudne warunki obozowe. Nigdy
nie wiedziałem, czemu zawdzięczałem jego troskę o mnie. W czasie pobytu w
Kałudze nasze spotkania były sporadyczne i krótkie. Nie mielimy na to czasu,
bylimy w innych pododdziałach, reżim
ostrej dyscypliny wykluczał utrzymywanie koleżeńskich kontaktów. Po wyjedzie do lasu
trafilimy do różnych batalionów on
był w drugim, ja w pierwszym.
Dzieliło nas zaledwie kilkanacie kilometrów, ale nie było możliwoci
zobaczenia się. Dopiero w czerwcu 1945
r. otrzymałem od niego pierwszy list, a w sumie tylko dwa listy. W drodze
powrotnej do Polski znowu się
spotkalimy było to w Kirowie.
Spędzilimy niezapomnianš Wigilię Bożego Narodzenia 24 grudnia 1945 r. Odtšd
opiekował się mnš aż do powrotu
do Polski.
Nie zapomnę nigdy trochę
zabawnej historii spowodowanej jego impulsywnš troskš o mnie. Po przemundurowaniu nas w angielskie sorty
dostałem najmniejszy płaszcz (rozmiar nr 1). Kiedy Tosiek zobaczył mnie w tym
przykrótkawym odzieniu, kazał podpadniętemu za donosicielstwo koledze
ze swojego batalionu zamienić się ze mnš płaszczem. Chłopak próbował oponować,
ale Tosiek przybrał gronš postawę, wróżšcš użycie siły. Wówczas ja nie
wyraziłem chęci na takš zamianę. Tosiek był jednak stanowczy, zagroził, że i
wobec mnie użyje siły. Dzięki temu wróciłem do kraju w przyzwoitym płaszczu,
który służył mi jeszcze przez wiele powojennych lat w Gorzowie. Póniej nasze
losy znowu się rozeszły. Tosiek ze swoim kolegš Witkiem Plawgo objęli w posiadanie niemiecki majšteczek w okolicach
Jeleniej Góry. Można bez przesady powiedzieć, że Witek zawdzięczał Tokowi
swoje życie. Kiedy ten poważnie zranił się siekierš w czasie pracy w lesie i groziła mu gangrena, wtedy Tosiek,
zdajšc sobie sprawę z powagi sytuacji, w
najprymitywniejszych warunkach obozowych, przy pomocy zrobionego z kawałka kosy
skalpela dokonał operacji rany
i jej oczyszczenia. Nikt wtedy nie wierzył w szczęliwe zakończenie tej
przygody. Póniej, po latach, Tosiek ożenił się ze swojš dawnš miłociš Sylwiš
i osiedlił się w Szczecinie. Pracował
jako nauczyciel, miał dwóch synów, studiował zaocznie w Wyższej Szkole
Ekonomicznej w Szczecinie. Dopiero na
zjazdach akowców dawnego Okręgu Wileńskiego zaczęlimy się spotykać nad jez.
Wełtyń, w Podgrodziu, a ostatnio w Międzyzdrojach, gdzie wspominamy nasze dawne
dzieje.
Fragment listu Antoniego Laskowskiego z 20 czerwca 1945 r.
Teraz pracuję na piłce. Robimy to bardzo szybko i potem mamy cały
dzień wolny. Wieczorem zasuwamy od 19 do 20 postawimy 4-
Antoni Laskowski i Witek
Plawgo
Pluton II batalionu.
Pierwszy z lewej (siedzi) Witek Plawgo (z wšsikiem)
Od lewej stojš: NN., Luka
Nagłowski, Ryszard Smyk, Zbyszek, N.N., Korba Smyk,
siedzš: A.Nagłowski, J.Jeleński, Stasiuk, Antoni Laskowski, Franek Szys